Opowiadania kreskowej
piątek, 11 grudnia 2015
środa, 14 października 2015
Prolog – Rozdzieleni
Kiedyś często zastanawiałem się nad tym czy naprawdę podczas wypadku widzi się całe swoje życie. Jak się okazało miałem się o tym przekonać na własnej skórze.
W sobotni wieczór wracałem z urodzin Matiego, moim nowiutkim BMW, gdy zobaczyłem przed sobą oślepiające światła. Zasłoniłem ręką oczy i próbowałem skręcić w bok. Potem czułem już tylko przerażający ból gdzieś z tyłu głowy.
- Żyje – usłyszałem nieznajomy głos i poczułem jak ktoś mnie przenosi w inne miejsce.
Nie wiem co było później, nic nie pamiętam. No może poza tym, że nagle znalazłem się w niedużym pokoju i oglądałem seriale. Dobrze, przyznaję, że były nawet śmieszne, ale to nie ma tutaj znaczenia. Nie mogłem się poruszyć, ciało w którym byłem nie słuchało moich poleceń.
Oglądałem właśnie przyjaciół, gdy rozległa się piosenka The only one. Ciało poruszyło się gwałtownie i sięgnęło po komórkę, która zdecydowanie nie należała do najdroższych. Było to coś nowego w porównaniu do mojej codzienności, zawsze miałem najnowsze modele iphone, zresztą nie tylko komórki miałem najdroższe, rodzice zadbali o to, żebym miał wszystko o czym marzyłem.
- Magda, nie uwierzysz co znowu wymyśliła Nikola. Zaprosiła Maćka na domówkę, którą urządza w piątek, a przecież on się od zawsze podobał tobie i dobrze o tym wiedziała.
Ciało podeszło do lustra, zobaczyłem odbicie dziewczyny o brązowych włosach, które kończyły się nad ramionami. Wydawała się ładna, a jednocześnie znajoma. Zastanawiałem się czy kiedyś się z nią czasem nie umówiłem, ale po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że to nie jest możliwe. Magda, bo tak ją nazwała koleżanka, wyglądała jak kobieca wersja mnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się na myśl o planie usidlenia Maćka, a mnie zamurowało, pewnie byłbym bliski ataku serca, gdybym miał je aktualnie przy sobie. Ten przebiegły uśmieszek był mi aż nazbyt znajomy, to wręcz nieprawdopodobne, żeby w obcej osobie widzieć swoje ruchy i wygląd.
Było tylko jedno wyjaśnienie tego. Ona musiała być moją siostrą, tylko skąd się wziąłem w jej głowie?!
A
W sobotni wieczór wracałem z urodzin Matiego, moim nowiutkim BMW, gdy zobaczyłem przed sobą oślepiające światła. Zasłoniłem ręką oczy i próbowałem skręcić w bok. Potem czułem już tylko przerażający ból gdzieś z tyłu głowy.
- Żyje – usłyszałem nieznajomy głos i poczułem jak ktoś mnie przenosi w inne miejsce.
Nie wiem co było później, nic nie pamiętam. No może poza tym, że nagle znalazłem się w niedużym pokoju i oglądałem seriale. Dobrze, przyznaję, że były nawet śmieszne, ale to nie ma tutaj znaczenia. Nie mogłem się poruszyć, ciało w którym byłem nie słuchało moich poleceń.
Oglądałem właśnie przyjaciół, gdy rozległa się piosenka The only one. Ciało poruszyło się gwałtownie i sięgnęło po komórkę, która zdecydowanie nie należała do najdroższych. Było to coś nowego w porównaniu do mojej codzienności, zawsze miałem najnowsze modele iphone, zresztą nie tylko komórki miałem najdroższe, rodzice zadbali o to, żebym miał wszystko o czym marzyłem.
- Magda, nie uwierzysz co znowu wymyśliła Nikola. Zaprosiła Maćka na domówkę, którą urządza w piątek, a przecież on się od zawsze podobał tobie i dobrze o tym wiedziała.
Ciało podeszło do lustra, zobaczyłem odbicie dziewczyny o brązowych włosach, które kończyły się nad ramionami. Wydawała się ładna, a jednocześnie znajoma. Zastanawiałem się czy kiedyś się z nią czasem nie umówiłem, ale po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że to nie jest możliwe. Magda, bo tak ją nazwała koleżanka, wyglądała jak kobieca wersja mnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się na myśl o planie usidlenia Maćka, a mnie zamurowało, pewnie byłbym bliski ataku serca, gdybym miał je aktualnie przy sobie. Ten przebiegły uśmieszek był mi aż nazbyt znajomy, to wręcz nieprawdopodobne, żeby w obcej osobie widzieć swoje ruchy i wygląd.
Było tylko jedno wyjaśnienie tego. Ona musiała być moją siostrą, tylko skąd się wziąłem w jej głowie?!
A
Wiem, że rozdział krótki, ale no cóż tutaj nie będę rozpisywała się aż tak jak w strażniczce czarownic. Mam nadzieje, że to opowiadanie mimo wszystko spodoba się wam :)
środa, 14 października 2015
16 godzin – Ostatnia doba
Najlepszym miejscem na zwinięcie czegoś cennego była stacja kolejowa, przewijało się tam mnóstwo ludzi, dzięki czemu nikt niczego nie zauważał. Mało tego, zaskakująco często można było tam spotkać eleganckie panie z małą walizką, albo i bez niej. One wszystkie były moim ulubionym celem, idealne wyglądające pomimo podróży pociągiem z mnóstwem biżuterii na rękach. Może i dla kogoś innego okradanie ludzi głównie z bransoletek czy zegarków byłoby nudne, ale mi to nigdy nie przeszkadzało.
Jak zwykle dyskretnie okradłam moje ulubienice, noszące ciuchy droższe od mojego niemalże zabytkowego telefonu. Tego dnia ukradłam bransoletkę, parę złotych i smartphone, który niemalże sam wypadł z torebki śpieszącej się nastolatki. Nie byłam pewna czy to wystarczy Adrianowi, ale nie miałam nastroju, żeby więcej ukraść. Spojrzałam na gumowy zegarek na swojej lewej ręce i postanowiłam, że zobaczę co u Marka.
Z tego, co pamiętam powinien teraz być w zachodniej części miasta, jakieś piętnaście minut stąd. Nigdy nie zajmował się tylko i wyłącznie jedną robotą, tak więc nie miałam pojęcia co robi. Prawdę mówiąc i tak powinnam się cieszyć, że jeszcze raczy mnie informować, gdzie będzie się znajdował, czym oszczędzał mi poszukiwań po całym mieście.
Szybko poszłam w stronę hali targowej, bo tam miał się właśnie znajdować. Zatrzymałam się przed wejściem i stając na palcach próbowałam znaleźć brata w tłumie zupełnie obcych mi ludzi. Niestety, byłam niska i nic nie zobaczyłam. Postanowiłam więc wejść do środka i rozejrzeć się, modląc się w duchu, żebym szybko odnalazła swoją zgubę. Moje modły jednak nie zostały wysłuchane.
W końcu, po trzydziestu minutach przedzierania się przez tabun ludzi, zauważyłam rozczochraną blond czuprynę mojego brata. Stał przed halą, oparty o ścianę i rozmawiał z kimś. Stanęłam za Markiem i z założonymi rękoma przysłuchiwałam się temu, co właśnie mówił do wysokiego chłopaka, który wcale go nie słuchał. Skąd to wiedziałam? Bo patrzył wprost na mnie i uśmiechał się jak zepsuty człowiek, który właśnie zabrał dziecku cukierka.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! – rzucił zdenerwowany Marek.
– Przepraszam, ale ktoś inny przykuł moją uwagę.
Spojrzałam uważniej na mówiącego żartobliwie chłopaka, miał krótko ścięte włosy i ciemne oczy, które przewiercały mnie na wylot. Nie wiedzieć czemu, ale nie mogłam się odpędzić od myśli o tym, że ten chłopak jest bardzo przystojny na ten swój szorstki sposób.
– Mia, co ty tu robisz? – głos brata wyrwał mnie z zamyślenia. Marek położył swoje dłonie na moich ramionach i lekko mną potrząsnął.
– No jak to co? Szukałam ciebie.
Nieznajomy nie dał Markowi szansy na odpowiedź i powiedział:
– Brachu nie wiedziałem, że znasz takie piękne...
– To moja siostra pajacu – przerwał mu, a na twarzy nieznajomego pojawiło się zdziwienie.
– Od kiedy ty masz siostrę?
– Od dnia, gdy się urodziła – odpowiedział mu błyskotliwie Marek.
Mój kochany braciszek spojrzał złowrogo na swojego znajomego, który nic sobie z tego nie robiąc, wyminął go i uśmiechnięty od ucha do ucha, stanął przede mną. Wyciągnął przed siebie rękę i z pewnością godną podziwu, powiedział:
– Nazywam się Kuba, zapamiętaj dobrze moje imię, bo nie zamierzam dać się nastraszyć Markowi. Chciałbym się z tobą spotkać, ale bez obecności twojego brata.
Nie zgodziłam się, posłałam go na drzewo, a Marek przez następne tygodnie chodził bardzo zadowolony. Nie chciałam mu psuć humoru, ale jego zdanie najmniej mnie obchodziło. Nie zgodziłam się na spotkanie z Kubą tylko z jednego powodu – chciałam zobaczyć jak ta jego pewność siebie się sypie.
– Mia – głos Kuby wyrwał mnie z zamyślenia i z niechęcią spojrzałam na bruneta siedzącego za kierownicą.
– Co?
– Zanim tam wejdziemy muszę cię przed czymś ostrzec.
– Wejdziemy?
Nie wiedziałam, o czym mówił. Rozejrzałam się dookoła i zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście samochód stał na jednym z miejsc parkingowych.
– Tak, na górze jest mnóstwo agentów, z tego miejsca obserwują wszystko.
– Zwariowałeś – powiedziałam chwytając jednocześnie za klamkę. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi były zablokowane i w żaden sposób nie mogłam tego zmienić. Uderzyłam otwartą dłonią o szybę i przeklinając w myślach, doszłam do wniosku, że ten niepozorny samochód jest niezniszczalny.
– Mia, to nie są żarty. Tylko tutaj będziesz bezpieczna.
– Bezpieczna?! – syknęłam mu prosto w twarz. – Nie chcę być bezpieczna, chcę uratować brata!
Chwycił mnie za nadgarstki i z przejęciem spojrzał mi w oczy. Wyglądał jak jakiś psychopata, miał obłęd w oczach, który wcale mi się nie podobał.
– Zrobimy to, ale nie teraz. Mówiłem ci już, że coś jest nie tak.
– Naprawdę? – zapytałam słabo. – Dlaczego miałabym ci znowu uwierzyć? Nawet nie wiem czy naprawdę coś do mnie czułeś, przecież to też mogło być tylko przykrywką, czy jak to tam nazywacie.
Nie zwracając uwagi na moje opory, przyciągnął mnie do siebie i uniósł lekko moją brodę, tak, że patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Nie wiedziałam, co z nami będzie, jednak w głowie wciąż odzywały się wspomnienia, które sprawiały mi ból. Nawet skrucha w jego pięknych oczach w niczym mi nie pomogła.
– To, co się między nami wydarzyło, było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Nie przypuszczałem, że się zakocham, ale tak się stało, więc proszę cię o jedno. Nigdy nie wątp w moje uczucia, bo ja cię naprawdę kochałem i właśnie, dlatego zabieram cię do naszej kwatery, bo nadal mi na tobie zależy.
– Tam są agenci...
– Tak, ale nic ci nie zrobią.
– Skąd wiesz?
– Ktoś bardziej wpływowy ode mnie, zapewnił ci ochronę – powiedział cicho, całując mnie w czoło.
Zamknęłam oczy i nabrałam powietrza. Jedyne czego w tamtym momencie pragnęłam, to spokoju. Chciałam, żeby to wszystko się już skończyło i szczerze mówiąc nawet nie obchodziło mnie, dlaczego niby mieliby mnie chronić. I chociaż to była bezmyślna postawa, takie wtedy miałam o tym wszystkim zdanie.
Razem z Kubą wyszliśmy z samochodu i stanęliśmy przed wysoką kamienicą, wybudowaną zapewne jeszcze przed wojną, czego dowodem mogły być wgłębienia w ścianach. Nie byłam pewna, co to za miejsce, ale musiała się tutaj odbyć niezła jatka, skoro ślady po kulach były aż tak bardzo liczne w tym miejscu.
Zniecierpliwiony Jakub przywołał mnie szybkim ruchem dłoni, a ja nie mając innego wyjścia, weszłam za nim do jaskini lwa, która mieściła się na czwartym piętrze kamienicy. Dodam jeszcze, że w tym starym budynku nie było windy, tylko wąskie schody, na których nieostrożni mogliby się zabić.
– To tutaj – powiedział i otworzył drzwi do trzypokojowego mieszkania.
Rozejrzałam się nieśmiało dookoła, ale nie było na czym zawiesić wzroku, bo mieszkanie było prawie puste. Przy stole siedziało trzech mężczyzn, a czwarty stał przy oknie i wypatrywał coś przez zwykłą lornetkę, chociaż obok stał duży teleskop.
– Przyprowadziłem wam kogoś – powiedział poważnie Kuba, jednak tylko czwarty mężczyzna zwrócił na niego uwagę. Odłożył lornetkę na parapet i podszedł do mężczyzn przy stole.
– Stefan, zastąp mnie, karty nie uciekną.
Napakowany brunet pomimo grymasu na twarzy, nie sprzeciwił się i po chwili stał przy oknie i za pomocą teleskopu coś oglądał. Byłam pod wielkim wrażeniem, bo ten cały Stefan nie wyglądał na kogoś, kim można rządzić.
– Cieszę się, że przyjechaliście – powiedział delikatnie nieznany mi mężczyzna od lornetki i uprzejmie uścisnął moją dłoń.
Przyjrzałam mu się dokładniej. Blond włosy miał zdecydowanie dłuższe od bruneta, który był ścięty na krótko. Nie wyglądał też na sztywniaka, który mógłby ocenić mnie z góry, był po prostu zwyczajnym mężczyzną w średnim wieku i najwidoczniej o wielkim autorytecie.
– Wie pan, kim jestem?
– Oczywiście – zaśmiał się i ręką wskazał mi, żebym usiadła na kanapie. – Odnalazłem twojego brata parę lat temu.
– Nie rozumiem? – mówię otępiała, a jego twarz zamienia się w skałę. Widzę jak unosi wzrok na stojącego za mną Kubę i nerwowo zaciska dłonie w pięści.
– Ona nic nie wie?! – zwraca się do Kuby podniesionym głosem.
– A co miałem jej powiedzieć? Od roku ze sobą nie rozmawialiśmy, Marek mógł jej wszystko opowiedzieć, ale tego nie zrobił. Nie jestem jej bratem, żeby decydować o takich rzeczach.
Odpowiedź najwyraźniej nie spodobała się rozmówcy, bo odprawił Kubę machnięciem dłoni, a potem przez chwilę wpatrywał się w niewidzialny punkt na ścianie za mną.
– Nazywam się Kacper Zawada i chociaż nigdy o mnie nie słyszałaś, to bardzo dobrze znam twojego brata. Musisz mi uwierzyć na słowo, wiem że to trudne, ale w tych okolicznościach...
– Ostatnio wielu osobom muszę wierzyć na słowo – mówię bez przekonania, a on lekko się uśmiecha.
– Jesteś podobna do matki, będąc nastolatką też była nieufna. I te jej paskudne poczucie humoru, w jej towarzystwie miało się wrażenie, że mówi się same głupoty. Nigdy tego nie zapomnę, po każdym spotkaniu wyrzucałem sobie wszystkie gafy wypowiedziane w jej towarzystwie.
Zdzwiona spojrzałam na delikatnie skalaną zmarszczkami twarz mężczyzny. Nie wyglądał aż tak staro, żeby mógł znać moją matkę, ale z drugiej strony nawet nie wiem ile teraz powinna mieć lat. Nic o niej nie wiedziałam, no może poza tym, że psychicznie nie była w stanie wychowywać swoich dzieci.
– Przepraszam, ale nie chcę słuchać o osobie, która nie potrafiła zaopiekować się własnymi dziećmi.
– To nie tak... – zaczął, ale natychmiast mu przerwałam.
– Jedyną osobą, jaką pamiętam z dzieciństwa, to mój brat. To on przychodził po mnie do przedszkola i robił mi obiadki. Na szczęście wystarczająco szybko mnie zabrał z domu, bo nie chciałabym pamiętać matki, która przesadzała z lekami i alkoholem.
– Nie wiesz wszystkiego.
– Wiem wystarczająco dużo, dlatego chcę odbić Marka, bo jest moją jedyną rodziną.
Pan Kacper uniósł głowę do góry i bezsilnie spojrzał na sufit. Nie wyglądał na słabą osobę, jednak najwidoczniej moja obecność doprowadzała go na skraj cierpliwości.
– Matylda była wspaniałą kobietą, która się trochę pogubiła. Wasza ucieczka nie przysłużyła się jej, jednak to wy ponieśliście największe straty, bo musieliście żyć zdani tylko na siebie. Zrozum, że wszystko mogło wyglądać inaczej...
– Nie chcę o tym rozmawiać, niech pan zrozumie, że interesuje mnie wyłącznie życie brata, a tutaj znalazłam się tylko dlatego, że Kuba jest przewrażliwiony i w piratach drogowych widzi niebezpieczeństwo – powiedziałam poważnie i nie zwracając uwagi na mężczyznę, wyszłam z pokoju, żeby poszukać jedynej znajomej mi tutaj osoby, Kuby.
A
Jak zwykle dyskretnie okradłam moje ulubienice, noszące ciuchy droższe od mojego niemalże zabytkowego telefonu. Tego dnia ukradłam bransoletkę, parę złotych i smartphone, który niemalże sam wypadł z torebki śpieszącej się nastolatki. Nie byłam pewna czy to wystarczy Adrianowi, ale nie miałam nastroju, żeby więcej ukraść. Spojrzałam na gumowy zegarek na swojej lewej ręce i postanowiłam, że zobaczę co u Marka.
Z tego, co pamiętam powinien teraz być w zachodniej części miasta, jakieś piętnaście minut stąd. Nigdy nie zajmował się tylko i wyłącznie jedną robotą, tak więc nie miałam pojęcia co robi. Prawdę mówiąc i tak powinnam się cieszyć, że jeszcze raczy mnie informować, gdzie będzie się znajdował, czym oszczędzał mi poszukiwań po całym mieście.
Szybko poszłam w stronę hali targowej, bo tam miał się właśnie znajdować. Zatrzymałam się przed wejściem i stając na palcach próbowałam znaleźć brata w tłumie zupełnie obcych mi ludzi. Niestety, byłam niska i nic nie zobaczyłam. Postanowiłam więc wejść do środka i rozejrzeć się, modląc się w duchu, żebym szybko odnalazła swoją zgubę. Moje modły jednak nie zostały wysłuchane.
W końcu, po trzydziestu minutach przedzierania się przez tabun ludzi, zauważyłam rozczochraną blond czuprynę mojego brata. Stał przed halą, oparty o ścianę i rozmawiał z kimś. Stanęłam za Markiem i z założonymi rękoma przysłuchiwałam się temu, co właśnie mówił do wysokiego chłopaka, który wcale go nie słuchał. Skąd to wiedziałam? Bo patrzył wprost na mnie i uśmiechał się jak zepsuty człowiek, który właśnie zabrał dziecku cukierka.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! – rzucił zdenerwowany Marek.
– Przepraszam, ale ktoś inny przykuł moją uwagę.
Spojrzałam uważniej na mówiącego żartobliwie chłopaka, miał krótko ścięte włosy i ciemne oczy, które przewiercały mnie na wylot. Nie wiedzieć czemu, ale nie mogłam się odpędzić od myśli o tym, że ten chłopak jest bardzo przystojny na ten swój szorstki sposób.
– Mia, co ty tu robisz? – głos brata wyrwał mnie z zamyślenia. Marek położył swoje dłonie na moich ramionach i lekko mną potrząsnął.
– No jak to co? Szukałam ciebie.
Nieznajomy nie dał Markowi szansy na odpowiedź i powiedział:
– Brachu nie wiedziałem, że znasz takie piękne...
– To moja siostra pajacu – przerwał mu, a na twarzy nieznajomego pojawiło się zdziwienie.
– Od kiedy ty masz siostrę?
– Od dnia, gdy się urodziła – odpowiedział mu błyskotliwie Marek.
Mój kochany braciszek spojrzał złowrogo na swojego znajomego, który nic sobie z tego nie robiąc, wyminął go i uśmiechnięty od ucha do ucha, stanął przede mną. Wyciągnął przed siebie rękę i z pewnością godną podziwu, powiedział:
– Nazywam się Kuba, zapamiętaj dobrze moje imię, bo nie zamierzam dać się nastraszyć Markowi. Chciałbym się z tobą spotkać, ale bez obecności twojego brata.
Nie zgodziłam się, posłałam go na drzewo, a Marek przez następne tygodnie chodził bardzo zadowolony. Nie chciałam mu psuć humoru, ale jego zdanie najmniej mnie obchodziło. Nie zgodziłam się na spotkanie z Kubą tylko z jednego powodu – chciałam zobaczyć jak ta jego pewność siebie się sypie.
– Mia – głos Kuby wyrwał mnie z zamyślenia i z niechęcią spojrzałam na bruneta siedzącego za kierownicą.
– Co?
– Zanim tam wejdziemy muszę cię przed czymś ostrzec.
– Wejdziemy?
Nie wiedziałam, o czym mówił. Rozejrzałam się dookoła i zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście samochód stał na jednym z miejsc parkingowych.
– Tak, na górze jest mnóstwo agentów, z tego miejsca obserwują wszystko.
– Zwariowałeś – powiedziałam chwytając jednocześnie za klamkę. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi były zablokowane i w żaden sposób nie mogłam tego zmienić. Uderzyłam otwartą dłonią o szybę i przeklinając w myślach, doszłam do wniosku, że ten niepozorny samochód jest niezniszczalny.
– Mia, to nie są żarty. Tylko tutaj będziesz bezpieczna.
– Bezpieczna?! – syknęłam mu prosto w twarz. – Nie chcę być bezpieczna, chcę uratować brata!
Chwycił mnie za nadgarstki i z przejęciem spojrzał mi w oczy. Wyglądał jak jakiś psychopata, miał obłęd w oczach, który wcale mi się nie podobał.
– Zrobimy to, ale nie teraz. Mówiłem ci już, że coś jest nie tak.
– Naprawdę? – zapytałam słabo. – Dlaczego miałabym ci znowu uwierzyć? Nawet nie wiem czy naprawdę coś do mnie czułeś, przecież to też mogło być tylko przykrywką, czy jak to tam nazywacie.
Nie zwracając uwagi na moje opory, przyciągnął mnie do siebie i uniósł lekko moją brodę, tak, że patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Nie wiedziałam, co z nami będzie, jednak w głowie wciąż odzywały się wspomnienia, które sprawiały mi ból. Nawet skrucha w jego pięknych oczach w niczym mi nie pomogła.
– To, co się między nami wydarzyło, było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Nie przypuszczałem, że się zakocham, ale tak się stało, więc proszę cię o jedno. Nigdy nie wątp w moje uczucia, bo ja cię naprawdę kochałem i właśnie, dlatego zabieram cię do naszej kwatery, bo nadal mi na tobie zależy.
– Tam są agenci...
– Tak, ale nic ci nie zrobią.
– Skąd wiesz?
– Ktoś bardziej wpływowy ode mnie, zapewnił ci ochronę – powiedział cicho, całując mnie w czoło.
Zamknęłam oczy i nabrałam powietrza. Jedyne czego w tamtym momencie pragnęłam, to spokoju. Chciałam, żeby to wszystko się już skończyło i szczerze mówiąc nawet nie obchodziło mnie, dlaczego niby mieliby mnie chronić. I chociaż to była bezmyślna postawa, takie wtedy miałam o tym wszystkim zdanie.
Razem z Kubą wyszliśmy z samochodu i stanęliśmy przed wysoką kamienicą, wybudowaną zapewne jeszcze przed wojną, czego dowodem mogły być wgłębienia w ścianach. Nie byłam pewna, co to za miejsce, ale musiała się tutaj odbyć niezła jatka, skoro ślady po kulach były aż tak bardzo liczne w tym miejscu.
Zniecierpliwiony Jakub przywołał mnie szybkim ruchem dłoni, a ja nie mając innego wyjścia, weszłam za nim do jaskini lwa, która mieściła się na czwartym piętrze kamienicy. Dodam jeszcze, że w tym starym budynku nie było windy, tylko wąskie schody, na których nieostrożni mogliby się zabić.
– To tutaj – powiedział i otworzył drzwi do trzypokojowego mieszkania.
Rozejrzałam się nieśmiało dookoła, ale nie było na czym zawiesić wzroku, bo mieszkanie było prawie puste. Przy stole siedziało trzech mężczyzn, a czwarty stał przy oknie i wypatrywał coś przez zwykłą lornetkę, chociaż obok stał duży teleskop.
– Przyprowadziłem wam kogoś – powiedział poważnie Kuba, jednak tylko czwarty mężczyzna zwrócił na niego uwagę. Odłożył lornetkę na parapet i podszedł do mężczyzn przy stole.
– Stefan, zastąp mnie, karty nie uciekną.
Napakowany brunet pomimo grymasu na twarzy, nie sprzeciwił się i po chwili stał przy oknie i za pomocą teleskopu coś oglądał. Byłam pod wielkim wrażeniem, bo ten cały Stefan nie wyglądał na kogoś, kim można rządzić.
– Cieszę się, że przyjechaliście – powiedział delikatnie nieznany mi mężczyzna od lornetki i uprzejmie uścisnął moją dłoń.
Przyjrzałam mu się dokładniej. Blond włosy miał zdecydowanie dłuższe od bruneta, który był ścięty na krótko. Nie wyglądał też na sztywniaka, który mógłby ocenić mnie z góry, był po prostu zwyczajnym mężczyzną w średnim wieku i najwidoczniej o wielkim autorytecie.
– Wie pan, kim jestem?
– Oczywiście – zaśmiał się i ręką wskazał mi, żebym usiadła na kanapie. – Odnalazłem twojego brata parę lat temu.
– Nie rozumiem? – mówię otępiała, a jego twarz zamienia się w skałę. Widzę jak unosi wzrok na stojącego za mną Kubę i nerwowo zaciska dłonie w pięści.
– Ona nic nie wie?! – zwraca się do Kuby podniesionym głosem.
– A co miałem jej powiedzieć? Od roku ze sobą nie rozmawialiśmy, Marek mógł jej wszystko opowiedzieć, ale tego nie zrobił. Nie jestem jej bratem, żeby decydować o takich rzeczach.
Odpowiedź najwyraźniej nie spodobała się rozmówcy, bo odprawił Kubę machnięciem dłoni, a potem przez chwilę wpatrywał się w niewidzialny punkt na ścianie za mną.
– Nazywam się Kacper Zawada i chociaż nigdy o mnie nie słyszałaś, to bardzo dobrze znam twojego brata. Musisz mi uwierzyć na słowo, wiem że to trudne, ale w tych okolicznościach...
– Ostatnio wielu osobom muszę wierzyć na słowo – mówię bez przekonania, a on lekko się uśmiecha.
– Jesteś podobna do matki, będąc nastolatką też była nieufna. I te jej paskudne poczucie humoru, w jej towarzystwie miało się wrażenie, że mówi się same głupoty. Nigdy tego nie zapomnę, po każdym spotkaniu wyrzucałem sobie wszystkie gafy wypowiedziane w jej towarzystwie.
Zdzwiona spojrzałam na delikatnie skalaną zmarszczkami twarz mężczyzny. Nie wyglądał aż tak staro, żeby mógł znać moją matkę, ale z drugiej strony nawet nie wiem ile teraz powinna mieć lat. Nic o niej nie wiedziałam, no może poza tym, że psychicznie nie była w stanie wychowywać swoich dzieci.
– Przepraszam, ale nie chcę słuchać o osobie, która nie potrafiła zaopiekować się własnymi dziećmi.
– To nie tak... – zaczął, ale natychmiast mu przerwałam.
– Jedyną osobą, jaką pamiętam z dzieciństwa, to mój brat. To on przychodził po mnie do przedszkola i robił mi obiadki. Na szczęście wystarczająco szybko mnie zabrał z domu, bo nie chciałabym pamiętać matki, która przesadzała z lekami i alkoholem.
– Nie wiesz wszystkiego.
– Wiem wystarczająco dużo, dlatego chcę odbić Marka, bo jest moją jedyną rodziną.
Pan Kacper uniósł głowę do góry i bezsilnie spojrzał na sufit. Nie wyglądał na słabą osobę, jednak najwidoczniej moja obecność doprowadzała go na skraj cierpliwości.
– Matylda była wspaniałą kobietą, która się trochę pogubiła. Wasza ucieczka nie przysłużyła się jej, jednak to wy ponieśliście największe straty, bo musieliście żyć zdani tylko na siebie. Zrozum, że wszystko mogło wyglądać inaczej...
– Nie chcę o tym rozmawiać, niech pan zrozumie, że interesuje mnie wyłącznie życie brata, a tutaj znalazłam się tylko dlatego, że Kuba jest przewrażliwiony i w piratach drogowych widzi niebezpieczeństwo – powiedziałam poważnie i nie zwracając uwagi na mężczyznę, wyszłam z pokoju, żeby poszukać jedynej znajomej mi tutaj osoby, Kuby.
A
środa, 14 października 2015
17 godzin – Ostatnia doba
– O! Znalazły się gołąbeczki – usłyszałam radosny głos Kasi, która nie marnując ani chwili objęła nas radośnie. To było dołujące, myśl że mogłabym wracać z dachu dlatego, że zrobiliśmy tam sobie schadzkę.
– Nic z tych rzeczy – powiedział łagodnie Kuba i wyswobodził się zwinnie z zabójczego uścisku Kaśki.
– Jak to, nie wróciliście do siebie? – zapytała marszcząc ze zmartwienia czoło.
– Normalnie – wzruszył ramionami i spojrzał na nią wymownie. – Nie chce mnie już – dokończył robiąc smutny dziubek. Co za wstrętny aktorzyna.
– Czyś ty zgłupiała?! – wybucha Kaśka. – Nie po to cię przez dwa miesiące po rozstaniu pocieszałam, żebyś znowu to zepsuła.
– To była jego wina – wycedziłam przez zęby, ona jednak nie zwracała na to uwagi.
– Wiesz co? Jak wróci Marek, to zajmiemy się twoimi obawami. W mig przestaniesz strzelać fochy.
– Jak wróci cały, to mogę nawet wypić szampon – mruczę pod nosem i udaję się w stronę swojego kawałka prywatnej przestrzeni w tym sypiącym się czymś.
Pomimo świadomości, że nie ma już czasu na sen, położyłam się na niewygodnym materacu i mocno zacisnęłam powieki. Marek, co on najlepszego zrobił? Sam się w to wszystko wpakował i jeszcze okazuje się, że nie mogę w pełni ufać Adrianowi. Tak być nie powinno, gdzie się podziała ta cholerna solidarność, o której zawsze mówili?!
– Chcesz iść na rekonesans?
Odwracam się i patrzę na Adriana, ma dzisiaj na sobie wojskowe spodnie i czarną koszulkę. Wygląda twardo, ale nie widzę w nim niczego, co zapewniłoby mnie, że jest zdolny do skrzywdzenia bliskich osób.
– Ta-ak – odpowiadam, a on uważnie lustruje mnie wzrokiem. Nie wiem co dostrzega, ale jego uśmiech znika i pojawia się lekki grymas. Podchodzi do mnie i przytula mnie po przyjacielsku.
– Wiem, że to jest trudne, ale uratujemy go – mówi, a ja czuję nieprzyjemne dreszcze. Wciąż mam w głowie słowa Kuby i czuję się niezręcznie w objęciach potencjalnego wroga.
– Nic mi nie będzie – odsuwam się od niego i uśmiecham się przepraszająco. Muszę jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi w tym gównie.
– Z kim tam pójdę? – Adrian chce odpowiedzieć, ale za nim pojawia się dobrze znana mi sylwetka Kuby, który nie daje chłopakowi dojść do słowa.
– Ze mną – odpowiada pewnie. Adrian odwraca się w stronę Kuby, a ja wyobrażam sobie jak miota w stronę chłopaka piorunami.
– A kto powiedział, że gdzieś idziesz?
– Chcesz puścić tam Mię? To nie masz wyboru. Obiecałem coś Markowi i dotrzymam danego mu słowa.
– Zraniłeś ją...
– Pogodziliśmy się.
– Jeszcze o tym pogadamy – mówi złowrogo i wraca tam skąd przyszedł.
Zadowolony z siebie Kuba, podchodzi do mnie i obejmuje w pasie. Patrzy mi w oczy, a ja nienawidzę się za to, co czuję. Po takim czasie nie powinnam już tak bardzo reagować na niego, a jednak to wszystko wraca ze zdwojoną siłą. Zdaję sobie również sprawę z tego, że im bliżej siebie jesteśmy, tym bardziej odczuwam tęsknotę. Mam ochotę płakać z bezsilności, że tego za czym tak tęsknię już nie ma.
– Chodźmy na ten rekonesans – mówię i wyrywam się z jego objęć. Zabieram z łóżka brązową kurtkę i wybiegam na zewnątrz. Chcę odetchnąć, odpocząć od jego obecności i pozbierać myśli, jednak po chwili wyrasta przede mną jak spod ziemi i uśmiechając się zawadiacko, jednym gestem zaprasza mnie do swojego samochodu. Zmienił wóz, kiedyś miał starą osobówkę, a teraz siedzę w SUV-ie, na oko piętnastoletnim. Nigdy nie interesowały mnie samochody, ale chcąc nie chcąc nasłuchałam się trochę od brata.
– To jak to jest z tą twoją pracą? – pytam od niechcenia, przyglądając się zmieniającemu się za oknem krajobrazowi.
– Jestem za młody na bycie pełnoprawnym agentem, więc postanowili w inny sposób wykorzystać mój wiek i kazali zakręcić się wokół Adriana.
– A co się stało tamtego poranka?
– A jak myślisz?
– Nie wiem, ty mi powiedz.
Słyszę jak ciężko wzdycha i wbijam sobie paznokcie w rękę, nie mogę pozwolić, żeby wspomnienia wróciły, nie teraz gdy zaczął mi wszystko wyjaśniać.
– Chciałem kupić świeże pieczywo, ale po drodze napotkałem wstrętnego typka, który dobierał się do bezbronnej dziewczyny. Uderzyłem go, ale się nie poddał, okazało się, że ma broń, która wystrzeliła. Sam już nie wiem jak to się stało, że go skułem.
– Zawsze nosisz ze sobą kajdanki i odznakę?
– Nie – milknie i przyśpiesza, pomimo tego że jesteśmy już w centrum. – Zabrałem ze sobą plecak. W nim mam różne rzeczy.
– Odznakę miałeś przyczepioną do paska, pamiętam to.
– Mia – uderza pięściami mocno o kierownicę i piorunuje mnie wzrokiem. – Co mam ci do cholery powiedzieć?! Byłem wtedy jak w transie, nie mogłem pozwolić żeby coś się jej stało i tym co zrobiłem naraziłem wszystko na szwank. Po tym zajściu odsunęli mnie od tej sprawy, jedyną wtyczką w tym gównie został...
Zamilkł, a ja w końcu spojrzałam na niego uważnie. Usta miał zaciśnięte w wąską linię i wyglądał na bardzo wkurzonego.
– Kto jest wtyczką? – pytam, a on gwałtownie zjeżdża na pobocze.
Odwraca się w moją stronę, a ja czuję się jak w pułapce, nie podoba mi się to, co się właśnie dzieje.
– Myślisz, że było mi łatwo?! Chciałem cię odnaleźć i wszystko wyjaśnić, ale nie mogłem tego zrobić, a teraz widzę że straciłem ciebie. Mia, naprawdę nie chciałem żeby do tego doszło, musisz mi uwierzyć.
– Mam ci uwierzyć? – śmieję się gorzko, wiedząc że to nie jest takie łatwe jak mu się wydaje.
– Tak, powinnaś mi zaufać tak jak ja zaufałem tobie – mówi poważnie, a mnie przechodzą ciarki po całym ciele.
Kuba nachyla się w moją stronę i śmiało sięga po mój podbródek, który przytrzymuje, gdy nasze usta się łączą. Nie powinnam tego robić, ale moje ciało samo na niego reaguję. Czuję coraz większy uścisk w brzuchu, gdy jego pocałunki stają się coraz bardziej namiętne. Zarzucam ręce na jego szyję i z jego pomocą wślizguję się na jego kolana. Jakaś niepokorna część mnie odprawia właśnie mentalny taniec radości, gdy przez drogę przejeżdża z olbrzymią prędkością jakiś samochód. Reakcja Kuby jest błyskawiczna, przyciska mnie mocniej do siebie, żeby w razie potrzeby nic mi się nie stało. Nie widzę jego twarzy, ale wiem, że jest niespokojny.
– Coś jest nie tak...
– O czym ty mówisz? Przecież piraci drogowi się zdarzają – odsuwam się od niego i patrzę na jego zamyśloną twarz.
– Nie wierzę w przypadki, musimy znaleźć bezpieczne miejsce i z niego zobaczyć, co się stało.
– Masz paranoję!
– Lepiej być żywym paranoikiem, niż martwym ignorantem!
I pomyśleć, że jeszcze chwilę temu całowałam tego buca, w głowie mi się nie mieści jak mogłam to zrobić. Kuba jest przewrażliwiony, wystarczy pirat drogowy, a on już wietrzy podstęp, a przecież dopiero sam pędził po ulicy. No, ale po co myśleć logicznie, przecież dla niego teorie spiskowe, to wiedza porównywalna z książką medyczną, krótko mówiąc jest niepodważalna.
– Pojedziemy do mojej kryjówki.
– Przyznaj się, nie ma żadnego zagrożenia, po prostu chcesz mnie zaciągnąć do łóżka – mówię, gdy znów włącza się do ruchu. Odwraca na chwilę głowę w moją stronę i uśmiecha się radośnie.
– Przejrzałaś mnie, najchętniej spędziłbym z tobą w łóżku cały następny tydzień. Niestety, mamy coś do zrobienia, a w mojej kryjówce nie będziemy sami. Przykro mi moja Mała Mi, ale będziesz musiała poczekać aż uwolnimy twojego brata.
– Nienawidzę cię.
– Czyli jesteś na dobrej drodze do miłości.
– Boże widzisz i nie grzmisz, dlaczego muszę się z nim użerać?!
A
– Nic z tych rzeczy – powiedział łagodnie Kuba i wyswobodził się zwinnie z zabójczego uścisku Kaśki.
– Jak to, nie wróciliście do siebie? – zapytała marszcząc ze zmartwienia czoło.
– Normalnie – wzruszył ramionami i spojrzał na nią wymownie. – Nie chce mnie już – dokończył robiąc smutny dziubek. Co za wstrętny aktorzyna.
– Czyś ty zgłupiała?! – wybucha Kaśka. – Nie po to cię przez dwa miesiące po rozstaniu pocieszałam, żebyś znowu to zepsuła.
– To była jego wina – wycedziłam przez zęby, ona jednak nie zwracała na to uwagi.
– Wiesz co? Jak wróci Marek, to zajmiemy się twoimi obawami. W mig przestaniesz strzelać fochy.
– Jak wróci cały, to mogę nawet wypić szampon – mruczę pod nosem i udaję się w stronę swojego kawałka prywatnej przestrzeni w tym sypiącym się czymś.
Pomimo świadomości, że nie ma już czasu na sen, położyłam się na niewygodnym materacu i mocno zacisnęłam powieki. Marek, co on najlepszego zrobił? Sam się w to wszystko wpakował i jeszcze okazuje się, że nie mogę w pełni ufać Adrianowi. Tak być nie powinno, gdzie się podziała ta cholerna solidarność, o której zawsze mówili?!
– Chcesz iść na rekonesans?
Odwracam się i patrzę na Adriana, ma dzisiaj na sobie wojskowe spodnie i czarną koszulkę. Wygląda twardo, ale nie widzę w nim niczego, co zapewniłoby mnie, że jest zdolny do skrzywdzenia bliskich osób.
– Ta-ak – odpowiadam, a on uważnie lustruje mnie wzrokiem. Nie wiem co dostrzega, ale jego uśmiech znika i pojawia się lekki grymas. Podchodzi do mnie i przytula mnie po przyjacielsku.
– Wiem, że to jest trudne, ale uratujemy go – mówi, a ja czuję nieprzyjemne dreszcze. Wciąż mam w głowie słowa Kuby i czuję się niezręcznie w objęciach potencjalnego wroga.
– Nic mi nie będzie – odsuwam się od niego i uśmiecham się przepraszająco. Muszę jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi w tym gównie.
– Z kim tam pójdę? – Adrian chce odpowiedzieć, ale za nim pojawia się dobrze znana mi sylwetka Kuby, który nie daje chłopakowi dojść do słowa.
– Ze mną – odpowiada pewnie. Adrian odwraca się w stronę Kuby, a ja wyobrażam sobie jak miota w stronę chłopaka piorunami.
– A kto powiedział, że gdzieś idziesz?
– Chcesz puścić tam Mię? To nie masz wyboru. Obiecałem coś Markowi i dotrzymam danego mu słowa.
– Zraniłeś ją...
– Pogodziliśmy się.
– Jeszcze o tym pogadamy – mówi złowrogo i wraca tam skąd przyszedł.
Zadowolony z siebie Kuba, podchodzi do mnie i obejmuje w pasie. Patrzy mi w oczy, a ja nienawidzę się za to, co czuję. Po takim czasie nie powinnam już tak bardzo reagować na niego, a jednak to wszystko wraca ze zdwojoną siłą. Zdaję sobie również sprawę z tego, że im bliżej siebie jesteśmy, tym bardziej odczuwam tęsknotę. Mam ochotę płakać z bezsilności, że tego za czym tak tęsknię już nie ma.
– Chodźmy na ten rekonesans – mówię i wyrywam się z jego objęć. Zabieram z łóżka brązową kurtkę i wybiegam na zewnątrz. Chcę odetchnąć, odpocząć od jego obecności i pozbierać myśli, jednak po chwili wyrasta przede mną jak spod ziemi i uśmiechając się zawadiacko, jednym gestem zaprasza mnie do swojego samochodu. Zmienił wóz, kiedyś miał starą osobówkę, a teraz siedzę w SUV-ie, na oko piętnastoletnim. Nigdy nie interesowały mnie samochody, ale chcąc nie chcąc nasłuchałam się trochę od brata.
– To jak to jest z tą twoją pracą? – pytam od niechcenia, przyglądając się zmieniającemu się za oknem krajobrazowi.
– Jestem za młody na bycie pełnoprawnym agentem, więc postanowili w inny sposób wykorzystać mój wiek i kazali zakręcić się wokół Adriana.
– A co się stało tamtego poranka?
– A jak myślisz?
– Nie wiem, ty mi powiedz.
Słyszę jak ciężko wzdycha i wbijam sobie paznokcie w rękę, nie mogę pozwolić, żeby wspomnienia wróciły, nie teraz gdy zaczął mi wszystko wyjaśniać.
– Chciałem kupić świeże pieczywo, ale po drodze napotkałem wstrętnego typka, który dobierał się do bezbronnej dziewczyny. Uderzyłem go, ale się nie poddał, okazało się, że ma broń, która wystrzeliła. Sam już nie wiem jak to się stało, że go skułem.
– Zawsze nosisz ze sobą kajdanki i odznakę?
– Nie – milknie i przyśpiesza, pomimo tego że jesteśmy już w centrum. – Zabrałem ze sobą plecak. W nim mam różne rzeczy.
– Odznakę miałeś przyczepioną do paska, pamiętam to.
– Mia – uderza pięściami mocno o kierownicę i piorunuje mnie wzrokiem. – Co mam ci do cholery powiedzieć?! Byłem wtedy jak w transie, nie mogłem pozwolić żeby coś się jej stało i tym co zrobiłem naraziłem wszystko na szwank. Po tym zajściu odsunęli mnie od tej sprawy, jedyną wtyczką w tym gównie został...
Zamilkł, a ja w końcu spojrzałam na niego uważnie. Usta miał zaciśnięte w wąską linię i wyglądał na bardzo wkurzonego.
– Kto jest wtyczką? – pytam, a on gwałtownie zjeżdża na pobocze.
Odwraca się w moją stronę, a ja czuję się jak w pułapce, nie podoba mi się to, co się właśnie dzieje.
– Myślisz, że było mi łatwo?! Chciałem cię odnaleźć i wszystko wyjaśnić, ale nie mogłem tego zrobić, a teraz widzę że straciłem ciebie. Mia, naprawdę nie chciałem żeby do tego doszło, musisz mi uwierzyć.
– Mam ci uwierzyć? – śmieję się gorzko, wiedząc że to nie jest takie łatwe jak mu się wydaje.
– Tak, powinnaś mi zaufać tak jak ja zaufałem tobie – mówi poważnie, a mnie przechodzą ciarki po całym ciele.
Kuba nachyla się w moją stronę i śmiało sięga po mój podbródek, który przytrzymuje, gdy nasze usta się łączą. Nie powinnam tego robić, ale moje ciało samo na niego reaguję. Czuję coraz większy uścisk w brzuchu, gdy jego pocałunki stają się coraz bardziej namiętne. Zarzucam ręce na jego szyję i z jego pomocą wślizguję się na jego kolana. Jakaś niepokorna część mnie odprawia właśnie mentalny taniec radości, gdy przez drogę przejeżdża z olbrzymią prędkością jakiś samochód. Reakcja Kuby jest błyskawiczna, przyciska mnie mocniej do siebie, żeby w razie potrzeby nic mi się nie stało. Nie widzę jego twarzy, ale wiem, że jest niespokojny.
– Coś jest nie tak...
– O czym ty mówisz? Przecież piraci drogowi się zdarzają – odsuwam się od niego i patrzę na jego zamyśloną twarz.
– Nie wierzę w przypadki, musimy znaleźć bezpieczne miejsce i z niego zobaczyć, co się stało.
– Masz paranoję!
– Lepiej być żywym paranoikiem, niż martwym ignorantem!
I pomyśleć, że jeszcze chwilę temu całowałam tego buca, w głowie mi się nie mieści jak mogłam to zrobić. Kuba jest przewrażliwiony, wystarczy pirat drogowy, a on już wietrzy podstęp, a przecież dopiero sam pędził po ulicy. No, ale po co myśleć logicznie, przecież dla niego teorie spiskowe, to wiedza porównywalna z książką medyczną, krótko mówiąc jest niepodważalna.
– Pojedziemy do mojej kryjówki.
– Przyznaj się, nie ma żadnego zagrożenia, po prostu chcesz mnie zaciągnąć do łóżka – mówię, gdy znów włącza się do ruchu. Odwraca na chwilę głowę w moją stronę i uśmiecha się radośnie.
– Przejrzałaś mnie, najchętniej spędziłbym z tobą w łóżku cały następny tydzień. Niestety, mamy coś do zrobienia, a w mojej kryjówce nie będziemy sami. Przykro mi moja Mała Mi, ale będziesz musiała poczekać aż uwolnimy twojego brata.
– Nienawidzę cię.
– Czyli jesteś na dobrej drodze do miłości.
– Boże widzisz i nie grzmisz, dlaczego muszę się z nim użerać?!
A
środa, 14 października 2015
17 godzin 40 minut – Ostatnia doba
- Chodź - powiedział Kuba.
Jedno słowo, po prostu je powiedział, nie poprzedzając go żadnym proszę.
- Rozumiem, że teraz będziesz się wyrażał oszczędnie: pić, jeść, spać, mów, chodź. Niesamowite, do egzystencji potrzebnych ci jest jedynie pięć słów.
Tak, może i byłabym z siebie dumna za potok słów, który wylał się z moich ust, jednak chłopak nie przejął się tym. Złapał mnie jedną ręką pod kolanami, a drugą pod karkiem i podniósł z podłogi. Nic nie dały nawet moje dzielne próby uwolnienia się z tej pułapki, bo był niczym stal, nie działały na niego pięści ani łaskotki. No dobrze, ta druga opcja była wynikiem mojej desperacji, ale nie moja wina, że chciałam się od niego uwolnić
- Czy mogę wiedzieć, gdzie mnie zabierasz? - zapytałam po dłużej chwili, gdy zaczął wchodzić po metalowych schodach, których przysięgam wam, że nigdy wcześniej nie widziałam.
- Zaraz zobaczysz - odparł tajemniczo i postawił mnie na jednym ze stopni tylko po to, żeby móc podnieść metalową klapę oddzielającą nas, jak się później okazało, od dachu.
Nigdy nie lubiłam niepewnego gruntu, dlatego też, pomimo że nie miałam nic przeciwko staniu na dachu stosunkowo wysokiego magazynu, to jednak sypiąca się powierzchnia podłogi, na której chcąc nie chcąc stałam, nie napawała mnie optymizmem. Właściwie to nie chciałam oddalić się od wejścia więcej niż dwa kroki, jednak Kuba zmusił mnie do tego żebym usiadła z nim przy prawie samej krawędzi dachu.
Jakub usiadł po turecku i nic nie mówiąc zaczął pochylać się naprzemiennie do przodu i do tyłu, nie mówiąc przy tym ani słowa. To dziwne zachowanie wywołało u mnie napływ frustracji, którą wyładowałam częściowo podczas bicia chłopaka w ramię.
- A ty co?! Masz chorobę sierocą? Jak tak dalej będziesz się bujał, to spadniesz z tego dachu bez mojej pomocy.
- Nie dramatyzuj, Mia.
- Lepiej mów, po co mnie tutaj przyprowadziłeś, jest środek nocy, a ja zaraz zamarznę - widząc jak otwiera usta, zrobiłam nieokreślony gest ręką i powiedziałam szybko: - I nim cokolwiek powiesz, nie zbliżaj się do mnie. Nie chcę twojej oferty ogrzania mnie i nie śmiej się, bo dobrze wiem, co chciałeś powiedzieć.
- Masz rację - powiedział rozbawiony. - Przejrzałaś mnie.
Zapadła cisza. Patrzyłam przed siebie i zdałam sobie sprawę z tego, że z tego dachu było widać całe miasto pogrążone we śnie. Gdzieś tam jest na pewno jakiś szczęśliwy dom, gdzie rodzice kochają swoje dzieci, ich sąsiadami może być zakochana do szaleństwa para. Niestety na pewno też gdzieś w tych domach jest ktoś smutny, komu potrzebne jest pocieszenie, albo ktoś, komu zawalił się świat i może teraz patrzeć tylko w gwiazdy.
Gwiazdy.
Unoszę głowę do góry i patrzę w czarne niebo, które zdobią miliony świecących punkcików. Wielu ludzi wyobraża sobie, że gwiazdy mogą im w czymś pomóc, według mnie są to tylko gwiazdy, których już nie ma. Jestem zdecydowanie zwolenniczką teorii, że patrząc w gwiazdy tak naprawdę patrzymy w przeszłość.
- Musi być bardzo późno - powiedziałam cicho, dopiero po dłuższej chwili zdając sobie sprawę z tego, że te słowa wypłynęły z moich ust.
- Tak naprawdę niedługo zacznie świtać, zawsze najciemniej jest tuż przed świtem - odpowiedział spokojnie.
Odwróciłam się w jego stronę i oparłam głowę na kolanie.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- O tym, co się tutaj dzieje - odparł bez wahania. - Tak naprawdę Adrianowi nie zależy na tym, czy twój brat wyjdzie z tego żywy.
- Jak możesz tak mówić?! - wybuchłam oburzona.
- Cii skarbie - uciszył mnie i przyciągnął bliżej siebie. - Musisz być ostrożniejsza z tym, co mówisz.
On tak naprawdę? Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać, dopiero po chwili postanowiłam mu wytłumaczyć moje zachowanie, mówiąc:
- Dlaczego zachowujesz się jak jakiś podstarzały agent w filmach?
- Jesteś okrutna.
- Nieprawda!
- Prawda, prawda - powiedział i zaczął mnie łaskotać.
Tak, śmiałam się, ale w głębi duszy chciałam go za to ukatrupić, bo kto to widział tak bezczelnie rozpraszać drugą osobę? No dobrze, przyznaję, że to jest trochę w moim stylu.
- Przestań!
- Dobrze, ale pod warunkiem, że w spokoju wysłuchasz tego, co chcę powiedzieć - zaszantażował mnie nadal używając swojej tajnej broni, łaskotek.
- Niech ci będzie.
Zabójcze ręce Jakuba odsunęły się ode mnie, a ja nadal dysząc usiadłam i wierzchem dłoni przetarłam łzę z policzka. Ten człowiek naprawdę nie potrafił się zachowywać jak cywilizowana istota, ale dotrzymam słowa, bo tak między nami mam nadzieję, że uda mi się dzięki temu szybciej powrócić do spania.
- Mów.
- Zacznijmy od tego, że Adrian rusza na bazę Barbadosa, tylko po to, aby przejąć dostawę nowej odmiany narkotyków, które tamten niedawno przemycił od swojego dostawcy. Ironia w tym wszystkim polega na tym, że Barbadosa nie ma tej przesyłki i myśli, że ma ją Adrian, to dlatego Marek jeszcze żyje.
- Dobrze, ale w takim razie gdzie jest przesyłka i jak Marek się w to wszystko wpakował.
Kuba westchnął i spojrzał na mnie niepewnie, zapewne zastanawiając się, co może mi powiedzieć.
- Razem z nim odbiliśmy ten ładunek i najwyraźniej ktoś nas widział, bo postanowił porwać ciebie - powiedział, a mi przed oczami stanęła scena, która miała miejsce niedawno.
Wracałam właśnie do dziupli, zawsze wybierałam tą samą drogę na uboczu, tym razem jednak przystanęłam na chwilę w ciemnej uliczce i zawiązałam nieśpiesznie sznurówkę w bucie. Dookoła mnie unosiły się zwyczajne odgłosy ulicy, jakimi był hałas samochodów, krzyk dziecka, kłótnia kochanków, czyli dzień, jak co dzień.
Właśnie chciałam wstać, gdy zauważyłam na ziemi długi cień nienależący do mnie. Szybko rzuciłam się na jedną ze ścian budynku, żeby nachylający się nade mną napastnik nie złapał mnie w swoje sidła. To jednak nie pomogło, bo po chwili podniósł się z ziemi i znowu zmierzał w moim kierunku. Spanikowana, nie widząc za wiele szans na obronę pchnęłam puste skrzynie, które po chwili wylądowały na intruzie. Nie wiem, co mu wtedy zrobiłam, ale już się nie podniósł za to postanowili do nas dołączyć jego koledzy, przy wejściu do uliczki stały bowiem trzy postacie. Obrzuciłam ich jedynie krótkim spojrzeniem i zaczęłam biec przed siebie. Musiałam jak najszybciej znaleźć się na terenie kontrolowanym przez Oxygen, bo w innym wypadku to wszystko mogło się skończyć naprawdę źle.
Biegłam najszybciej jak umiałam i jak pozwalały mi na to krótkie nogi, jednak goniący mnie mężczyźni byli na lepszej pozycji, wiedziałam że za chwile mnie dogonią.
- Mia! - usłyszałam krzyk i spojrzałam w prawą stronę, skąd biegł do mnie mój brat.
Chciałam krzyknąć do niego żeby uciekał, jednak mój głos odmówił mi posłuszeństwa.
- Uciekaj do dziupli - krzyknął Marek jakby nie było to oczywiste i sam stanął przeciwko trzem przerośniętym mężczyznom.
Nie mogę przestać myśleć o tym, że to była moja wina.
A
Jedno słowo, po prostu je powiedział, nie poprzedzając go żadnym proszę.
- Rozumiem, że teraz będziesz się wyrażał oszczędnie: pić, jeść, spać, mów, chodź. Niesamowite, do egzystencji potrzebnych ci jest jedynie pięć słów.
Tak, może i byłabym z siebie dumna za potok słów, który wylał się z moich ust, jednak chłopak nie przejął się tym. Złapał mnie jedną ręką pod kolanami, a drugą pod karkiem i podniósł z podłogi. Nic nie dały nawet moje dzielne próby uwolnienia się z tej pułapki, bo był niczym stal, nie działały na niego pięści ani łaskotki. No dobrze, ta druga opcja była wynikiem mojej desperacji, ale nie moja wina, że chciałam się od niego uwolnić
- Czy mogę wiedzieć, gdzie mnie zabierasz? - zapytałam po dłużej chwili, gdy zaczął wchodzić po metalowych schodach, których przysięgam wam, że nigdy wcześniej nie widziałam.
- Zaraz zobaczysz - odparł tajemniczo i postawił mnie na jednym ze stopni tylko po to, żeby móc podnieść metalową klapę oddzielającą nas, jak się później okazało, od dachu.
Nigdy nie lubiłam niepewnego gruntu, dlatego też, pomimo że nie miałam nic przeciwko staniu na dachu stosunkowo wysokiego magazynu, to jednak sypiąca się powierzchnia podłogi, na której chcąc nie chcąc stałam, nie napawała mnie optymizmem. Właściwie to nie chciałam oddalić się od wejścia więcej niż dwa kroki, jednak Kuba zmusił mnie do tego żebym usiadła z nim przy prawie samej krawędzi dachu.
Jakub usiadł po turecku i nic nie mówiąc zaczął pochylać się naprzemiennie do przodu i do tyłu, nie mówiąc przy tym ani słowa. To dziwne zachowanie wywołało u mnie napływ frustracji, którą wyładowałam częściowo podczas bicia chłopaka w ramię.
- A ty co?! Masz chorobę sierocą? Jak tak dalej będziesz się bujał, to spadniesz z tego dachu bez mojej pomocy.
- Nie dramatyzuj, Mia.
- Lepiej mów, po co mnie tutaj przyprowadziłeś, jest środek nocy, a ja zaraz zamarznę - widząc jak otwiera usta, zrobiłam nieokreślony gest ręką i powiedziałam szybko: - I nim cokolwiek powiesz, nie zbliżaj się do mnie. Nie chcę twojej oferty ogrzania mnie i nie śmiej się, bo dobrze wiem, co chciałeś powiedzieć.
- Masz rację - powiedział rozbawiony. - Przejrzałaś mnie.
Zapadła cisza. Patrzyłam przed siebie i zdałam sobie sprawę z tego, że z tego dachu było widać całe miasto pogrążone we śnie. Gdzieś tam jest na pewno jakiś szczęśliwy dom, gdzie rodzice kochają swoje dzieci, ich sąsiadami może być zakochana do szaleństwa para. Niestety na pewno też gdzieś w tych domach jest ktoś smutny, komu potrzebne jest pocieszenie, albo ktoś, komu zawalił się świat i może teraz patrzeć tylko w gwiazdy.
Gwiazdy.
Unoszę głowę do góry i patrzę w czarne niebo, które zdobią miliony świecących punkcików. Wielu ludzi wyobraża sobie, że gwiazdy mogą im w czymś pomóc, według mnie są to tylko gwiazdy, których już nie ma. Jestem zdecydowanie zwolenniczką teorii, że patrząc w gwiazdy tak naprawdę patrzymy w przeszłość.
- Musi być bardzo późno - powiedziałam cicho, dopiero po dłuższej chwili zdając sobie sprawę z tego, że te słowa wypłynęły z moich ust.
- Tak naprawdę niedługo zacznie świtać, zawsze najciemniej jest tuż przed świtem - odpowiedział spokojnie.
Odwróciłam się w jego stronę i oparłam głowę na kolanie.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- O tym, co się tutaj dzieje - odparł bez wahania. - Tak naprawdę Adrianowi nie zależy na tym, czy twój brat wyjdzie z tego żywy.
- Jak możesz tak mówić?! - wybuchłam oburzona.
- Cii skarbie - uciszył mnie i przyciągnął bliżej siebie. - Musisz być ostrożniejsza z tym, co mówisz.
On tak naprawdę? Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać, dopiero po chwili postanowiłam mu wytłumaczyć moje zachowanie, mówiąc:
- Dlaczego zachowujesz się jak jakiś podstarzały agent w filmach?
- Jesteś okrutna.
- Nieprawda!
- Prawda, prawda - powiedział i zaczął mnie łaskotać.
Tak, śmiałam się, ale w głębi duszy chciałam go za to ukatrupić, bo kto to widział tak bezczelnie rozpraszać drugą osobę? No dobrze, przyznaję, że to jest trochę w moim stylu.
- Przestań!
- Dobrze, ale pod warunkiem, że w spokoju wysłuchasz tego, co chcę powiedzieć - zaszantażował mnie nadal używając swojej tajnej broni, łaskotek.
- Niech ci będzie.
Zabójcze ręce Jakuba odsunęły się ode mnie, a ja nadal dysząc usiadłam i wierzchem dłoni przetarłam łzę z policzka. Ten człowiek naprawdę nie potrafił się zachowywać jak cywilizowana istota, ale dotrzymam słowa, bo tak między nami mam nadzieję, że uda mi się dzięki temu szybciej powrócić do spania.
- Mów.
- Zacznijmy od tego, że Adrian rusza na bazę Barbadosa, tylko po to, aby przejąć dostawę nowej odmiany narkotyków, które tamten niedawno przemycił od swojego dostawcy. Ironia w tym wszystkim polega na tym, że Barbadosa nie ma tej przesyłki i myśli, że ma ją Adrian, to dlatego Marek jeszcze żyje.
- Dobrze, ale w takim razie gdzie jest przesyłka i jak Marek się w to wszystko wpakował.
Kuba westchnął i spojrzał na mnie niepewnie, zapewne zastanawiając się, co może mi powiedzieć.
- Razem z nim odbiliśmy ten ładunek i najwyraźniej ktoś nas widział, bo postanowił porwać ciebie - powiedział, a mi przed oczami stanęła scena, która miała miejsce niedawno.
Wracałam właśnie do dziupli, zawsze wybierałam tą samą drogę na uboczu, tym razem jednak przystanęłam na chwilę w ciemnej uliczce i zawiązałam nieśpiesznie sznurówkę w bucie. Dookoła mnie unosiły się zwyczajne odgłosy ulicy, jakimi był hałas samochodów, krzyk dziecka, kłótnia kochanków, czyli dzień, jak co dzień.
Właśnie chciałam wstać, gdy zauważyłam na ziemi długi cień nienależący do mnie. Szybko rzuciłam się na jedną ze ścian budynku, żeby nachylający się nade mną napastnik nie złapał mnie w swoje sidła. To jednak nie pomogło, bo po chwili podniósł się z ziemi i znowu zmierzał w moim kierunku. Spanikowana, nie widząc za wiele szans na obronę pchnęłam puste skrzynie, które po chwili wylądowały na intruzie. Nie wiem, co mu wtedy zrobiłam, ale już się nie podniósł za to postanowili do nas dołączyć jego koledzy, przy wejściu do uliczki stały bowiem trzy postacie. Obrzuciłam ich jedynie krótkim spojrzeniem i zaczęłam biec przed siebie. Musiałam jak najszybciej znaleźć się na terenie kontrolowanym przez Oxygen, bo w innym wypadku to wszystko mogło się skończyć naprawdę źle.
Biegłam najszybciej jak umiałam i jak pozwalały mi na to krótkie nogi, jednak goniący mnie mężczyźni byli na lepszej pozycji, wiedziałam że za chwile mnie dogonią.
- Mia! - usłyszałam krzyk i spojrzałam w prawą stronę, skąd biegł do mnie mój brat.
Chciałam krzyknąć do niego żeby uciekał, jednak mój głos odmówił mi posłuszeństwa.
- Uciekaj do dziupli - krzyknął Marek jakby nie było to oczywiste i sam stanął przeciwko trzem przerośniętym mężczyznom.
Nie mogę przestać myśleć o tym, że to była moja wina.
A
środa, 14 października 2015
18 godzin – Ostatnia doba
Śniłam o czymś wspaniałym, musiałam o czymś takim śnić, bo inaczej nie miałabym ochoty udusić przemądrzałego gamonia, który zrzucił mnie na podłogę. Dobrze, nie będę aż tak dramatyzowała, bo spałam na materacu, więc mój upadek nie był aż taką tragedią, jednak dotyk zimnego betonu na skórze nigdy nie będzie przyjemny.
– Masz pięć sekund na usunięcie się z mojego pola widzenia, inaczej pożałujesz, że zadarłeś z niewłaściwą kobietą – powiedziałam próbując wczołgać się na łóżko bez otwierania oczu.
– Tak, tak już to słyszałem i tak dla przypomnienia, nie boję się ciebie, Mała Mi.
Odwróciłam się zapominając o senności i spojrzałam wściekła na Kubę, który kucał naprzeciwko mnie. Wyglądał koszmarnie w tych nieuczesanych włosach, które opadały mu na czoło w skutek czego bardzo dobrze widziałam jego prowokacyjny uśmieszek.
– Zabiję cię! – warknęłam i rzuciłam się w jego stronę z rękami wyciągniętymi przed siebie.
Wbiję swoje paznokcie w jego śliczną buzię i zobaczymy jeszcze, kto tu będzie się śmiał.
– Uspokój się – powiedział rozbawiony.
Poległam, po prostu poległam. Zamiast wydłubać mu oczy zostałam uwięziona, złapał mnie za nadgarstki i nie miał zamiaru mnie puścić.
– Nie będziesz mówił do mnie Mała Mi.
Zmrużył oczy zastanawiając się nad tym co powiedziałam, po czym z dziecinnym entuzjazmem, powiedział:
– Mia, ale ty jesteś jak Mała Mi. Jesteś mała i wredna, tak jak ona.
– Obiecuję ci, że pożałujesz tych słów – zarzekłam się wywołując u niego wybuch śmiechu
Odczekałam aż mnie puści i uspokoi się na tyle, żeby móc z nim normalnie porozmawiać, o ile było to w ogóle możliwe.
Rozmasowując zbolałe nadgarstki wykorzystałam chwilę i przyjrzałam się chłopakowi w wpadającym przez okno świetle księżyca. Wyglądał doroślej niż jeszcze rok temu, jednak za każdym razem, gdy otwierał usta, wiedziałam, że jego charakterek się nie zmienił. Podniósł rękę do góry i przejechał nią mimowolnie po włosach. Mówił coś do mnie, jednak jego słowa do mnie nie docierały. Przysunęłam się do niego i złapałam za jego ramię. Wyprostowałam je i palcem wskazującym przejechałam delikatnie od jego łokcia aż do nadgarstka. Kuba spiął się, na pewno wiedząc o czym teraz myślę. Ostatnim razem jak się widzieliśmy nie miał tej długiej blizny na ręce. Oczywiście tysiąc razy widziałam różne rany i blizny, jednak ta była zadana czymś dużym i ostrym.
– Co się stało? – wyszeptałam.
Kuba spojrzał na mnie smutno i wzruszył ramionami. Nagle stał się niemową.
– Nie żartuję, masz mi odpowiedzieć.
Schylił głowę i zaczął swoją opowieść nie okazując przy tym żadnych emocji, można było mieć wrażenie, że bohaterem tej historii jest ktoś inny.
– Straciłem kontrolę, a on wyciągnął nóż, ale nie taki zwykły, podejrzewam że ukradł go z rzeźni. Nie wiem, co więcej ci powiedzieć, wykorzystał okazję i rozciął mi rękę, miałem szczęście, że skończyło się tylko na bliźnie.
Przechyliłam głowę na bok i spojrzałam na niego podejrzliwie.
– Od kiedy tracisz kontrolę? – zapytałam przypominając sobie, jaki zawsze był czujny.
– Od kiedy uzależniłem się od najbardziej irytującej istoty na świecie.
– Niemożliwe, nie mogłeś uzależnić się od samego siebie – powiedziałam bez wahania, starając się nie myśleć o tym, kogo miał na myśli.
Zamknęłam oczy i oparłam się o ścianę, wykorzystując tym samym chwilę ciszy na pogrążenie się we wspomnieniach.
Miałam bardzo dobry dzień, szybko udało mi się ukraść drobiazgi, których wartość powinna zadowolić Adriana. Nie mając, co ze sobą zrobić, poszłam do mieszkania Kuby. Robiłam tak zawsze, gdy poradziłam sobie z pracą przed czasem. I chociaż okradanie ludzi na akord stawało się coraz bardziej uciążliwe, to nie chciałam przed nikim przyznać, że tworzę sobie wymówkę do tego, żeby go spotkać.
Zapukałam do drzwi jego mieszkania i ignorując ujadanie psa sąsiadki, przywołałam na swoją twarz uśmiech, który nie był udawany, byłam naprawdę szczęśliwa. Po dokładnie czterdziestu sekundach drzwi się otworzyły i stanął w nich Kuba. Miał na sobie jedynie biały ręcznik z frotty. Powoli uniosłam wzrok, dokładnie przyglądając się jego mokremu torsowi, uśmiechniętym ustom, błyszczącym oczom i mokrym włosom.
Uśmiechnęłam się pod nosem i pchnęłam go do środka mieszkania, zamykając po drodze drzwi. W takich momentach nie były nam potrzebne żadne słowa. Zachowywaliśmy się tak jak chcieliśmy, czuliśmy się przy sobie swobodnie, bo już dawno temu znieśliśmy granice między nami.
Oderwałam się na chwilę od jego cudownych ust i spojrzałam w jego duże oczy. Złapałam nierówny oddech i dotknęłam wierzchem dłoni jego policzka.
– Kocham go – pomyślałam, wiedząc, że pomimo naszych układów, dobrych stosunków i namiętności, nigdy mu tego nie wyznam.
A
– Masz pięć sekund na usunięcie się z mojego pola widzenia, inaczej pożałujesz, że zadarłeś z niewłaściwą kobietą – powiedziałam próbując wczołgać się na łóżko bez otwierania oczu.
– Tak, tak już to słyszałem i tak dla przypomnienia, nie boję się ciebie, Mała Mi.
Odwróciłam się zapominając o senności i spojrzałam wściekła na Kubę, który kucał naprzeciwko mnie. Wyglądał koszmarnie w tych nieuczesanych włosach, które opadały mu na czoło w skutek czego bardzo dobrze widziałam jego prowokacyjny uśmieszek.
– Zabiję cię! – warknęłam i rzuciłam się w jego stronę z rękami wyciągniętymi przed siebie.
Wbiję swoje paznokcie w jego śliczną buzię i zobaczymy jeszcze, kto tu będzie się śmiał.
– Uspokój się – powiedział rozbawiony.
Poległam, po prostu poległam. Zamiast wydłubać mu oczy zostałam uwięziona, złapał mnie za nadgarstki i nie miał zamiaru mnie puścić.
– Nie będziesz mówił do mnie Mała Mi.
Zmrużył oczy zastanawiając się nad tym co powiedziałam, po czym z dziecinnym entuzjazmem, powiedział:
– Mia, ale ty jesteś jak Mała Mi. Jesteś mała i wredna, tak jak ona.
– Obiecuję ci, że pożałujesz tych słów – zarzekłam się wywołując u niego wybuch śmiechu
Odczekałam aż mnie puści i uspokoi się na tyle, żeby móc z nim normalnie porozmawiać, o ile było to w ogóle możliwe.
Rozmasowując zbolałe nadgarstki wykorzystałam chwilę i przyjrzałam się chłopakowi w wpadającym przez okno świetle księżyca. Wyglądał doroślej niż jeszcze rok temu, jednak za każdym razem, gdy otwierał usta, wiedziałam, że jego charakterek się nie zmienił. Podniósł rękę do góry i przejechał nią mimowolnie po włosach. Mówił coś do mnie, jednak jego słowa do mnie nie docierały. Przysunęłam się do niego i złapałam za jego ramię. Wyprostowałam je i palcem wskazującym przejechałam delikatnie od jego łokcia aż do nadgarstka. Kuba spiął się, na pewno wiedząc o czym teraz myślę. Ostatnim razem jak się widzieliśmy nie miał tej długiej blizny na ręce. Oczywiście tysiąc razy widziałam różne rany i blizny, jednak ta była zadana czymś dużym i ostrym.
– Co się stało? – wyszeptałam.
Kuba spojrzał na mnie smutno i wzruszył ramionami. Nagle stał się niemową.
– Nie żartuję, masz mi odpowiedzieć.
Schylił głowę i zaczął swoją opowieść nie okazując przy tym żadnych emocji, można było mieć wrażenie, że bohaterem tej historii jest ktoś inny.
– Straciłem kontrolę, a on wyciągnął nóż, ale nie taki zwykły, podejrzewam że ukradł go z rzeźni. Nie wiem, co więcej ci powiedzieć, wykorzystał okazję i rozciął mi rękę, miałem szczęście, że skończyło się tylko na bliźnie.
Przechyliłam głowę na bok i spojrzałam na niego podejrzliwie.
– Od kiedy tracisz kontrolę? – zapytałam przypominając sobie, jaki zawsze był czujny.
– Od kiedy uzależniłem się od najbardziej irytującej istoty na świecie.
– Niemożliwe, nie mogłeś uzależnić się od samego siebie – powiedziałam bez wahania, starając się nie myśleć o tym, kogo miał na myśli.
Zamknęłam oczy i oparłam się o ścianę, wykorzystując tym samym chwilę ciszy na pogrążenie się we wspomnieniach.
Miałam bardzo dobry dzień, szybko udało mi się ukraść drobiazgi, których wartość powinna zadowolić Adriana. Nie mając, co ze sobą zrobić, poszłam do mieszkania Kuby. Robiłam tak zawsze, gdy poradziłam sobie z pracą przed czasem. I chociaż okradanie ludzi na akord stawało się coraz bardziej uciążliwe, to nie chciałam przed nikim przyznać, że tworzę sobie wymówkę do tego, żeby go spotkać.
Zapukałam do drzwi jego mieszkania i ignorując ujadanie psa sąsiadki, przywołałam na swoją twarz uśmiech, który nie był udawany, byłam naprawdę szczęśliwa. Po dokładnie czterdziestu sekundach drzwi się otworzyły i stanął w nich Kuba. Miał na sobie jedynie biały ręcznik z frotty. Powoli uniosłam wzrok, dokładnie przyglądając się jego mokremu torsowi, uśmiechniętym ustom, błyszczącym oczom i mokrym włosom.
Uśmiechnęłam się pod nosem i pchnęłam go do środka mieszkania, zamykając po drodze drzwi. W takich momentach nie były nam potrzebne żadne słowa. Zachowywaliśmy się tak jak chcieliśmy, czuliśmy się przy sobie swobodnie, bo już dawno temu znieśliśmy granice między nami.
Oderwałam się na chwilę od jego cudownych ust i spojrzałam w jego duże oczy. Złapałam nierówny oddech i dotknęłam wierzchem dłoni jego policzka.
– Kocham go – pomyślałam, wiedząc, że pomimo naszych układów, dobrych stosunków i namiętności, nigdy mu tego nie wyznam.
A
środa, 14 października 2015
21 godzin 20 minut – Ostatnia doba
Myślę, że każdy z nas posiada jakiś drobiazg, który ma dla niego znaczenie sentymentalne, dla mnie taką rzeczą jest zielony guzik z wytłoczonymi złotymi zdobieniami. Nie mam pojęcia, od jakiego stroju pochodzi, wiem tylko, że mój brat trzymał go w małym pudełku pod łóżkiem, razem z innymi rzeczami, które były dla niego ważne. Z jakiegoś powodu ten guzik był dla niego cenny i dlatego od czasu, gdy mu go zabrałam, ciągle nosiłam go przy sobie. Stał się moim amuletem.
Siedząc wciąż na parapecie wpatrywałam się w nieduży przedmiot, próbując przypomnieć sobie cokolwiek z czasów, gdy razem z bratem mieszkaliśmy jeszcze w rodzinnym domu. Niestety moje wspomnienia z tamtego okresu były niekompletne, byłam za mała żeby cokolwiek zapamiętać.
– Mia – usłyszałam męski głos.
Zamknęłam oczy i przygryzłam wargę. Stał za mną i chociaż go nie widziałam, byłam aż nazbyt świadoma jego obecności. Kuba był zbyt blisko mnie, dzieliły nas zaledwie centymetry, gdy poczułam jak nachyla się i delikatnie całuje mój kark. Ten moment wyrwał mnie z transu i sprawił, że zeskoczyłam z parapetu.
– Co ty sobie wyobrażasz?!
Kuba uśmiechnął się prowokacyjnie i nie zważając na moje protesty, przyciągnął mnie do siebie i mocno objął. Schylił głowę i gdy myślałam, że mnie pocałuje, on wyszeptał mi do ucha dwa słowa:
– Musimy porozmawiać.
Potem od razu się ode mnie oderwał i z zakłopotaniem potarł swój kark. Zachowywał się tak jakby podczas nieobecności w moim życiu, nabawił się rozdwojenia jaźni.
– Mia, naprawdę bardzo cię przepraszam. Tamta kłótnia – zrobił dramatyczną pauzę i przybrał minę nieszczęśliwego szczeniaczka. – Nie powinniśmy byli tego tak kończyć, ale rozumiem, że cię zraniłem. Przepraszam.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Oboje wiedzieliśmy, że naszego związku nie zakończyła kłótnia. Ostatnie słowa, jakie od niego usłyszałam, to wyznanie miłości. Od tamtej pory nie kontaktowaliśmy się ze sobą, co zawdzięczaliśmy mojemu bratu, który ustawił do pionu naszą dwójkę.
– Jakub, gdybym wiedział, że będziesz ją zaczepiał, to nie pozwoliłbym ci do nas dołączyć.
Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego za mną Adriana, który pomimo przyjaznego tonu miał minę, która spokojnie mogłaby kogoś zabić. A tym kimś byłby Kuba, bo najwyraźniej w tej chwili oboje nie pałali do siebie przesadną sympatią.
– Mia – powiedział Adrian zmieniając wyraz twarzy na łagodniejszy i podejrzanie szczęśliwy.
Nie weźcie mnie za przewrażliwioną panienkę, ale coś mi mówiło, że ten nagły przejaw pozytywnych emocji w stosunku do mnie, nie powinien mi się podobać. Zrobiłam krok do tyłu w rezultacie czego wpadłam na Kubę, jednak nim ten zdążył jakoś zareagować, Adrian już pokonał dzielącą nas odległość. Wygiął usta w tym swoim uśmiechu Jokera i chwycił mnie w pasie, po czym przerzucił mnie sobie przez ramię.
Jedyne co widziałam to jego plecy, w które z wściekłością raz po raz uderzałam pięściami. Nie miałam pojęcia czy to jest jego sposób na odegranie jaskiniowca czy najzwyczajniej w świecie postradał zmysły.
– Odstaw mnie na ziemię!
– Nie, trzeba było się mnie słuchać i grzecznie pójść spać. Teraz musisz ponieść karę – dokończył chichocząc pod nosem.
Nim zdołałam złapać oddech, zrzucił mnie prosto na mój materac. Od razu jęknęłam niezadowolona niewygodną pozycją, on jednak zadowolony z siebie zaczął mnie opatulać kocami w skutek czego po minucie nie mogłam się ruszyć.
– Chyba sobie kpisz – prychnęłam.
– To jedyny sposób, żebyś pozostała w łóżku.
Kiedy zaczął się nade mną nachylać nie podejrzewałam co chce zrobić, dlatego byłam zszokowana, gdy okazało się, że pocałował mnie w czoło. Naprawdę, od kiedy każdy napotkany chłopak całuje mnie bez powodu? Powinnam chyba popracować nad groźniejszym wizerunkiem.
Siedząc wciąż na parapecie wpatrywałam się w nieduży przedmiot, próbując przypomnieć sobie cokolwiek z czasów, gdy razem z bratem mieszkaliśmy jeszcze w rodzinnym domu. Niestety moje wspomnienia z tamtego okresu były niekompletne, byłam za mała żeby cokolwiek zapamiętać.
– Mia – usłyszałam męski głos.
Zamknęłam oczy i przygryzłam wargę. Stał za mną i chociaż go nie widziałam, byłam aż nazbyt świadoma jego obecności. Kuba był zbyt blisko mnie, dzieliły nas zaledwie centymetry, gdy poczułam jak nachyla się i delikatnie całuje mój kark. Ten moment wyrwał mnie z transu i sprawił, że zeskoczyłam z parapetu.
– Co ty sobie wyobrażasz?!
Kuba uśmiechnął się prowokacyjnie i nie zważając na moje protesty, przyciągnął mnie do siebie i mocno objął. Schylił głowę i gdy myślałam, że mnie pocałuje, on wyszeptał mi do ucha dwa słowa:
– Musimy porozmawiać.
Potem od razu się ode mnie oderwał i z zakłopotaniem potarł swój kark. Zachowywał się tak jakby podczas nieobecności w moim życiu, nabawił się rozdwojenia jaźni.
– Mia, naprawdę bardzo cię przepraszam. Tamta kłótnia – zrobił dramatyczną pauzę i przybrał minę nieszczęśliwego szczeniaczka. – Nie powinniśmy byli tego tak kończyć, ale rozumiem, że cię zraniłem. Przepraszam.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Oboje wiedzieliśmy, że naszego związku nie zakończyła kłótnia. Ostatnie słowa, jakie od niego usłyszałam, to wyznanie miłości. Od tamtej pory nie kontaktowaliśmy się ze sobą, co zawdzięczaliśmy mojemu bratu, który ustawił do pionu naszą dwójkę.
– Jakub, gdybym wiedział, że będziesz ją zaczepiał, to nie pozwoliłbym ci do nas dołączyć.
Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego za mną Adriana, który pomimo przyjaznego tonu miał minę, która spokojnie mogłaby kogoś zabić. A tym kimś byłby Kuba, bo najwyraźniej w tej chwili oboje nie pałali do siebie przesadną sympatią.
– Mia – powiedział Adrian zmieniając wyraz twarzy na łagodniejszy i podejrzanie szczęśliwy.
Nie weźcie mnie za przewrażliwioną panienkę, ale coś mi mówiło, że ten nagły przejaw pozytywnych emocji w stosunku do mnie, nie powinien mi się podobać. Zrobiłam krok do tyłu w rezultacie czego wpadłam na Kubę, jednak nim ten zdążył jakoś zareagować, Adrian już pokonał dzielącą nas odległość. Wygiął usta w tym swoim uśmiechu Jokera i chwycił mnie w pasie, po czym przerzucił mnie sobie przez ramię.
Jedyne co widziałam to jego plecy, w które z wściekłością raz po raz uderzałam pięściami. Nie miałam pojęcia czy to jest jego sposób na odegranie jaskiniowca czy najzwyczajniej w świecie postradał zmysły.
– Odstaw mnie na ziemię!
– Nie, trzeba było się mnie słuchać i grzecznie pójść spać. Teraz musisz ponieść karę – dokończył chichocząc pod nosem.
Nim zdołałam złapać oddech, zrzucił mnie prosto na mój materac. Od razu jęknęłam niezadowolona niewygodną pozycją, on jednak zadowolony z siebie zaczął mnie opatulać kocami w skutek czego po minucie nie mogłam się ruszyć.
– Chyba sobie kpisz – prychnęłam.
– To jedyny sposób, żebyś pozostała w łóżku.
Kiedy zaczął się nade mną nachylać nie podejrzewałam co chce zrobić, dlatego byłam zszokowana, gdy okazało się, że pocałował mnie w czoło. Naprawdę, od kiedy każdy napotkany chłopak całuje mnie bez powodu? Powinnam chyba popracować nad groźniejszym wizerunkiem.
Adriana już dawno przy mnie nie było, gdy myślami wróciłam do Kuby, a właściwie do tego, co działo się po tym, gdy dowiedziałam się prawdy.
Zdyszana zatrzymałam się pod mostem i kucnęłam na brzegu rzeki. Przyjrzałam się dokładnie wolno płynącej wodzie i po chwili zanurzyłam w niej rękę. Chciało mi się płakać jak nigdy wcześniej.
– Mia?
Odwróciłam się szybko zapominając gdzie się znajduję i w rezultacie wpadłam do wody. Cała byłam mokra, ciuchy, ciało, włosy. Właśnie, włosy. Zebrałam jasne kosmyki z twarzy i związałam je w kitkę, jednak nadal siedziałam po szyję w wodzie i ryczałam bez opamiętania.
Marek ściągnął z siebie bluzę i wszedł za mną do wody, po czym nie pytając się o nic zabrał mnie stamtąd, posadził na murku i opatulił suchą bluzą.
– Co się stało? – zapytał zmartwiony.
– Kuba...
– Co z nim?! – powiedział coraz bardziej zdenerwowany Marek.
– On jest zdrajcą! Wszystko widziałam – powiedziałam patrząc się prosto w oczy brata, który nie wydawał się zaskoczony tym, co powiedziałam.
– Słuchaj, siostra – zaczął i usiadł przede mną na trawie. – Musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz.
Nic mu nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam się na niego z niedowierzaniem, dobrze wiedział, że tajniacy byli naszymi wrogami, musiałam powiedzieć o tym Adrianowi.
Marek złapał mnie mocno za rękę i potrząsnął mną, mówiąc:
– Otrząśnij się, musisz mi to obiecać.
– Dlaczego?
– Mia, znasz zasady, chronimy sobie tyłki bez żadnych pytań.
– Tutaj nie chodzi o ciebie, tylko o Kubę.
– Kiedyś ci wszystko wytłumaczę, ale teraz muszę wiedzieć, czy zachowasz dla siebie wszystko, co dzisiaj widziałaś.
Przeniosłam spojrzenie z rzeki na brata, który z zaczesanymi do tyłu blond włosami i srogą miną, wyglądał jak wściekły anioł, któremu nie zamierzałam wchodzić w drogę.
– Obiecuję – powiedziałam cicho.
A
– Mia?
Odwróciłam się szybko zapominając gdzie się znajduję i w rezultacie wpadłam do wody. Cała byłam mokra, ciuchy, ciało, włosy. Właśnie, włosy. Zebrałam jasne kosmyki z twarzy i związałam je w kitkę, jednak nadal siedziałam po szyję w wodzie i ryczałam bez opamiętania.
Marek ściągnął z siebie bluzę i wszedł za mną do wody, po czym nie pytając się o nic zabrał mnie stamtąd, posadził na murku i opatulił suchą bluzą.
– Co się stało? – zapytał zmartwiony.
– Kuba...
– Co z nim?! – powiedział coraz bardziej zdenerwowany Marek.
– On jest zdrajcą! Wszystko widziałam – powiedziałam patrząc się prosto w oczy brata, który nie wydawał się zaskoczony tym, co powiedziałam.
– Słuchaj, siostra – zaczął i usiadł przede mną na trawie. – Musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz.
Nic mu nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam się na niego z niedowierzaniem, dobrze wiedział, że tajniacy byli naszymi wrogami, musiałam powiedzieć o tym Adrianowi.
Marek złapał mnie mocno za rękę i potrząsnął mną, mówiąc:
– Otrząśnij się, musisz mi to obiecać.
– Dlaczego?
– Mia, znasz zasady, chronimy sobie tyłki bez żadnych pytań.
– Tutaj nie chodzi o ciebie, tylko o Kubę.
– Kiedyś ci wszystko wytłumaczę, ale teraz muszę wiedzieć, czy zachowasz dla siebie wszystko, co dzisiaj widziałaś.
Przeniosłam spojrzenie z rzeki na brata, który z zaczesanymi do tyłu blond włosami i srogą miną, wyglądał jak wściekły anioł, któremu nie zamierzałam wchodzić w drogę.
– Obiecuję – powiedziałam cicho.
A
Subskrybuj:
Posty (Atom)