środa, 14 października 2015

17 godzin 40 minut – Ostatnia doba

- Chodź - powiedział Kuba.
Jedno słowo, po prostu je powiedział, nie poprzedzając go żadnym proszę.
- Rozumiem, że teraz będziesz się wyrażał oszczędnie: pić, jeść, spać, mów, chodź. Niesamowite, do egzystencji potrzebnych ci jest jedynie pięć słów.
Tak, może i byłabym z siebie dumna za potok słów, który wylał się z moich ust, jednak chłopak nie przejął się tym. Złapał mnie jedną ręką pod kolanami, a drugą pod karkiem i podniósł z podłogi. Nic nie dały nawet moje dzielne próby uwolnienia się z tej pułapki, bo był niczym stal, nie działały na niego pięści ani łaskotki. No dobrze, ta druga opcja była wynikiem mojej desperacji, ale nie moja wina, że chciałam się od niego uwolnić
- Czy mogę wiedzieć, gdzie mnie zabierasz? - zapytałam po dłużej chwili, gdy zaczął wchodzić po metalowych schodach, których przysięgam wam, że nigdy wcześniej nie widziałam.
- Zaraz zobaczysz - odparł tajemniczo i postawił mnie na jednym ze stopni tylko po to, żeby móc podnieść metalową klapę oddzielającą nas, jak się później okazało, od dachu.
Nigdy nie lubiłam niepewnego gruntu, dlatego też, pomimo że nie miałam nic przeciwko staniu na dachu stosunkowo wysokiego magazynu, to jednak sypiąca się powierzchnia podłogi, na której chcąc nie chcąc stałam, nie napawała mnie optymizmem. Właściwie to nie chciałam oddalić się od wejścia więcej niż dwa kroki, jednak Kuba zmusił mnie do tego żebym usiadła z nim przy prawie samej krawędzi dachu.
Jakub usiadł po turecku i nic nie mówiąc zaczął pochylać się naprzemiennie do przodu i do tyłu, nie mówiąc przy tym ani słowa. To dziwne zachowanie wywołało u mnie napływ frustracji, którą wyładowałam częściowo podczas bicia chłopaka w ramię.
- A ty co?! Masz chorobę sierocą? Jak tak dalej będziesz się bujał, to spadniesz z tego dachu bez mojej pomocy.
- Nie dramatyzuj, Mia.
- Lepiej mów, po co mnie tutaj przyprowadziłeś, jest środek nocy, a ja zaraz zamarznę - widząc jak otwiera usta, zrobiłam nieokreślony gest ręką i powiedziałam szybko: - I nim cokolwiek powiesz, nie zbliżaj się do mnie. Nie chcę twojej oferty ogrzania mnie i nie śmiej się, bo dobrze wiem, co chciałeś powiedzieć.
- Masz rację - powiedział rozbawiony. - Przejrzałaś mnie.
Zapadła cisza. Patrzyłam przed siebie i zdałam sobie sprawę z tego, że z tego dachu było widać całe miasto pogrążone we śnie. Gdzieś tam jest na pewno jakiś szczęśliwy dom, gdzie rodzice kochają swoje dzieci, ich sąsiadami może być zakochana do szaleństwa para. Niestety na pewno też gdzieś w tych domach jest ktoś smutny, komu potrzebne jest pocieszenie, albo ktoś, komu zawalił się świat i może teraz patrzeć tylko w gwiazdy.
Gwiazdy.
Unoszę głowę do góry i patrzę w czarne niebo, które zdobią miliony świecących punkcików. Wielu ludzi wyobraża sobie, że gwiazdy mogą im w czymś pomóc, według mnie są to tylko gwiazdy, których już nie ma. Jestem zdecydowanie zwolenniczką teorii, że patrząc w gwiazdy tak naprawdę patrzymy w przeszłość.
- Musi być bardzo późno - powiedziałam cicho, dopiero po dłuższej chwili zdając sobie sprawę z tego, że te słowa wypłynęły z moich ust.
- Tak naprawdę niedługo zacznie świtać, zawsze najciemniej jest tuż przed świtem - odpowiedział spokojnie.
Odwróciłam się w jego stronę i oparłam głowę na kolanie.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- O tym, co się tutaj dzieje - odparł bez wahania. - Tak naprawdę Adrianowi nie zależy na tym, czy twój brat wyjdzie z tego żywy.
- Jak możesz tak mówić?! - wybuchłam oburzona.
- Cii skarbie - uciszył mnie i przyciągnął bliżej siebie. - Musisz być ostrożniejsza z tym, co mówisz.
On tak naprawdę? Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać, dopiero po chwili postanowiłam mu wytłumaczyć moje zachowanie, mówiąc:
- Dlaczego zachowujesz się jak jakiś podstarzały agent w filmach?
- Jesteś okrutna.
- Nieprawda!
- Prawda, prawda - powiedział i zaczął mnie łaskotać.
Tak, śmiałam się, ale w głębi duszy chciałam go za to ukatrupić, bo kto to widział tak bezczelnie rozpraszać drugą osobę? No dobrze, przyznaję, że to jest trochę w moim stylu.
- Przestań!
- Dobrze, ale pod warunkiem, że w spokoju wysłuchasz tego, co chcę powiedzieć - zaszantażował mnie nadal używając swojej tajnej broni, łaskotek.
- Niech ci będzie.
Zabójcze ręce Jakuba odsunęły się ode mnie, a ja nadal dysząc usiadłam i wierzchem dłoni przetarłam łzę z policzka. Ten człowiek naprawdę nie potrafił się zachowywać jak cywilizowana istota, ale dotrzymam słowa, bo tak między nami mam nadzieję, że uda mi się dzięki temu szybciej powrócić do spania.
- Mów.
- Zacznijmy od tego, że Adrian rusza na bazę Barbadosa, tylko po to, aby przejąć dostawę nowej odmiany narkotyków, które tamten niedawno przemycił od swojego dostawcy. Ironia w tym wszystkim polega na tym, że Barbadosa nie ma tej przesyłki i myśli, że ma ją Adrian, to dlatego Marek jeszcze żyje.
- Dobrze, ale w takim razie gdzie jest przesyłka i jak Marek się w to wszystko wpakował.
Kuba westchnął i spojrzał na mnie niepewnie, zapewne zastanawiając się, co może mi powiedzieć.
- Razem z nim odbiliśmy ten ładunek i najwyraźniej ktoś nas widział, bo postanowił porwać ciebie - powiedział, a mi przed oczami stanęła scena, która miała miejsce niedawno.

Wracałam właśnie do dziupli, zawsze wybierałam tą samą drogę na uboczu, tym razem jednak przystanęłam na chwilę w ciemnej uliczce i zawiązałam nieśpiesznie sznurówkę w bucie. Dookoła mnie unosiły się zwyczajne odgłosy ulicy, jakimi był hałas samochodów, krzyk dziecka, kłótnia kochanków, czyli dzień, jak co dzień.
Właśnie chciałam wstać, gdy zauważyłam na ziemi długi cień nienależący do mnie. Szybko rzuciłam się na jedną ze ścian budynku, żeby nachylający się nade mną napastnik nie złapał mnie w swoje sidła. To jednak nie pomogło, bo po chwili podniósł się z ziemi i znowu zmierzał w moim kierunku. Spanikowana, nie widząc za wiele szans na obronę pchnęłam puste skrzynie, które po chwili wylądowały na intruzie. Nie wiem, co mu wtedy zrobiłam, ale już się nie podniósł za to postanowili do nas dołączyć jego koledzy, przy wejściu do uliczki stały bowiem trzy postacie. Obrzuciłam ich jedynie krótkim spojrzeniem i zaczęłam biec przed siebie. Musiałam jak najszybciej znaleźć się na terenie kontrolowanym przez Oxygen, bo w innym wypadku to wszystko mogło się skończyć naprawdę źle.
Biegłam najszybciej jak umiałam i jak pozwalały mi na to krótkie nogi, jednak goniący mnie mężczyźni byli na lepszej pozycji, wiedziałam że za chwile mnie dogonią.
- Mia! - usłyszałam krzyk i spojrzałam w prawą stronę, skąd biegł do mnie mój brat.
Chciałam krzyknąć do niego żeby uciekał, jednak mój głos odmówił mi posłuszeństwa.
- Uciekaj do dziupli - krzyknął Marek jakby nie było to oczywiste i sam stanął przeciwko trzem przerośniętym mężczyznom.
Nie mogę przestać myśleć o tym, że to była moja wina.

A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X