środa, 14 października 2015

24 godziny – Ostatnia doba

Zamykam oczy i wyobrażam sobie swój azyl, miejsce które nigdy nie istniało. Widzę przed sobą zielone góry, błyszczącą w słońcu wodę i siebie leżącą na polanie i wpatrującą się w białe obłoki na niebie. Jednak moje rozmarzenie nie trwa zbyt długo, bo po chwili czuję na ramieniu zimną dłoń Adriana, który chce przywołać mnie do porządku. Kiwam posłusznie głową, udając że uważałam i wiem o czym mówił, jednak prawda jest inna. Nie mogę się na niczym skupić, za bardzo się boję. Patrzę przed siebie i widzę jak Kasia, co chwile patrzy w małe okno z wybitą szybą. Nie byliśmy wybredni przy wyborze schronienia i pewnie, dlatego wylądowaliśmy w zapadającej się dziurze na obrzeżach miasta. Właściwie, to nawet nie jestem pewna, czym ten budynek był wcześniej, bo nie nadawał się ani do mieszkania, ani na halę produkcyjną. Tak czy siak, Adrian załatwił nam tę miejscówkę, żebyśmy nie musieli spać na ulicy przed kolejną akcją.
Od dwóch lat należę do grupy Oxygen. Niektórzy zapewne nazwaliby nas gangiem, ale to jest za duże słowo, a przynajmniej według mnie. Specjalizujemy się w drobnych kradzieżach, jednak tym razem musimy odbić z rąk nieprzyjaciela jednego z naszych, mojego brata. Teraz pewnie trochę bardziej mnie rozumiecie. Mój brat był częścią tej grupy, więc w pewnym momencie ja też do niej dołączyłam, jednak nie było łatwo. Marek wściekł się, gdy Adrian mnie do nich przyprowadził i zagroził chłopakowi, że porzuci wszystkie swoje zobowiązania wobec nich i już więcej go nie zobaczą, jeżeli ktokolwiek opowie się za przyjęciem mnie do Oxygen.
Pamiętam to bardzo dobrze, na jego twarzy malowała się żądza mordu, a dłonie zaciśnięte w pięści nie były groźbą, tylko próbą powstrzymania emocji, które w nim buzowały. Nie chciał pozwolić swojej małej siostrzyczce na to, żeby zadawała się z takimi osobami jak jego przyjaciele. Jednak nie docenił mnie. Trochę to zajęło, ale przekabaciłam Adriana na swoją stronę i wkrótce znowu przyszłam do ich dziupli. Marek nie zauważył mnie od razu, bo rozmawiał z Angeliką, jednak już po chwili, jakby wyczuwając moją obecność, odwrócił się i spojrzał na mnie złowrogo.
– Nawet mi się nie waż tego robić – wysyczał przez zęby.
Na jego nieszczęście, niewzruszona i z uśmiechem na ustach podeszłam do ich stolika, usiadłam niedbale na krześle i oparłam nogi na blacie. Nie obchodziło mnie, co sobie myślał. Nie byłam już dzieckiem i mogłam robić to, co chciałam, a chciałam być jedną z nich. Mój brat znowu zaprotestował, jednak Adrian opowiedział o tym jak zwędziłam kobiecie bransoletkę z diamentami, a ona nawet tego nie zauważyła. Z takim argumentem nie mógł walczyć, jednak nie przerwał wojny. Od tamtego czasu przestał odzywać się do mnie i Adriana. Ciągle chodził obrażony i ostentacyjnie pokazywał jak bardzo jest niezadowolony z mojej obecności.
Wszystko zmieniło się pewnego dnia, gdy natknęliśmy się na innych złodziejaszków, którzy postanowili naszej rywalizacji dodać pikanterii i wyjęli pistolet. Jestem najdrobniejsza z całej grupy i pewnie, dlatego jeden z nich mając na twarzy wypisane szaleństwo, zakradł się do mnie od tyłu i przystawił mi broń do gardła. Przede mną stał wystraszony Marek, wyobrażałam sobie, co mogło kłębić się w jego głowie, gdy nie mógł nic zrobić żeby mi pomóc. Chciałam powiedzieć mu, że jest dobrym bratem, jednak mówienie w sytuacji, nigdy nie jest dobrym pomysłem.
W dzieciństwie wiele razy siłowałam się z bratem i dlatego zauważyłam słabość w postawie chłopaka, który mnie osaczył. Zadałam sobie sprawę, że mój oprawca jest zbyt blisko mnie, żeby mógł zachować nade mną kontrolę.
Mając wciąż na uwadze ostrze przystawione mi do gardła, nadepnęłam na stopę chłopaka, a zaraz potem wbiłam mu łokieć w żebro i szybko pociągnęłam głowę w dół, zdobywając tym samym podłużną ranę na czole. Marek od razu do mnie podbiegł i przytulił mnie, czego szczerze mówiąc nigdy nie robił. Nasza grupa przegoniła potem tamtych intruzów bez naszej pomocy, ale nieprzyjemne wspomnienia pozostały i to na dosyć długi czas.
– Halo! Mia, tutaj Ziemia – powiedziała Kasia, jednocześnie machając mi rękami przed oczami.
– Tak? – zapytałam zdając sobie sprawę, że znowu odpłynęłam.
– Musisz iść spać.
– Nie chcę – jęknęłam.
Kasia nie słuchając moich protestów pociągnęła mnie za ręce i siłą zaciągnęła do przyznanego mi materaca, który był bardzo zniszczony. Nie narzekałam jednak na moje posłanie, bo zawsze mogło być gorzej, mogłam spać na betonie.
Nie potrzeba geniusza, żeby domyślić się, że w tamtym momencie nie chciałam spać, jednak musiałam się położyć, chociaż na chwilę. Nawet, jeżeli zamiast spania, miałabym płakać nie wydając z siebie przy tym żadnych dźwięków.
Tak, płakałam. Nie mogłam znieść myśli, że to przeze mnie zabrali Marka.

A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X